Gdybym w tej chwili mógł mieć tylko 3 gry na PC wybrałbym chyba Carmageddon 2, Quake 3 oraz Worms: Armageddon (serię Final Fantasy celowo pomijam, gdyż ona króluje na PSX). Pierwszy z tych tytułów ukazał się na konsolę PlayStation, chociaż jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Druga raczej nie ma już szans na ujrzenie światła dziennego, wszak dopiero, co dostaliśmy do rąk konwersję jej poprzedniczki – skądinąd świetnego Quake 2. Kolejna gra – perypetie sympatycznych robaczków miała swoje 5 minut na PlayStation, ale tylko za sprawą pierwszej części Wormsów.
Gdy już całkowicie straciłem nadzieję na pokierowanie drużyną robali za pomocą PSXowego joypada w kolejnej odsłonie gry z tej serii na Playkę – ni stąd, ni z zowąd doszły mnie słuchy o wyjściu na rynek robaczywego kompaktu z radioaktywną grą Worms: Armageddon. Hurra!
Najchętniej po prostu napisałbym „Cool!” i radził Wam, żebyście zdali się na mnie w wyborze kolejnej gry do kolekcji. Zdaję sobie jednak sprawę, że są gusta i guściki. Nie każdy pokocha Wormsy. Napiszę więc o niej kilka słów, ale dla mnie – i tak cool!
Zacznę od tego, co kocham w tej grze najbardziej. Tworzenie drużyn. Każda składa się z czterech robaczków (w wersji na PC – do ośmiu), ma swój własny rodzaj pośmiertnego pomnika – nagrobka i specjalną broń. Nazywam swoich nowych podkomendnych oczywiście wedle życzenia. Mamy więc w jednej drużynie Mastera, JavoXa, Pryta i Sopla, w drugiej parę ofiar losu: Gajosa, Poleva, Zachara, Łukaszka:). W trzeciej ulubione laski: Ewelinkę, Monię, Anię, Majkę lub jeszcze kogoś innego. Do ostatniej ładujemy najbardziej znienawidzonych frajerów. Ustawiamy każdemu z zespołów skuteczność, z jaką będzie walczyć (oprócz naszego oczywiście) i zaczynamy „mecz” po uprzednim wybraniu areny walki. Każdy drużyna wyczekuje z niecierpliwością, aż jeden z jej robaków będzie miał swoją kolejkę. Już słyszę pierwsze śmiechy: „Widziałeś jak Zachar się wje#$% do wody?! Hahaha!!” Niezłe. Najlepsze na gierkowe party z kumplami. A gdy znudzi się nam dewastowanie kontrolowanych przez konsolę drużyn – czas wziąć się za ostrzejszą walkę. Tym razem każdy ma swoją ekipę uzbrojonych po zęby glist. Worms: Armageddon to jedyna gra na PSX, która obsługuje tryb multiplayer dla 4 graczy bez multitapa. Ba! Jednym padem!
Do dyspozycji znajdziemy tu również szereg misji bojowych, w których nasi mali komandosi zostaną poddani najróżniejszym testom. Jest ich całe mnóstwo, a jeśli z którymś sobie nie radzisz, zawsze możesz spróbować swoich sił w jednym z wielu zadań treningowych. Jest ich tyle, że nawet bez misji wojennych i swoich prywatnych potyczek zapewnią rozrywkę na dłuugie jesienne/zimowe wieczory.
Teraz trochę więcej o samej grze, bo bzdurzę tu już od paru minut, a nieobeznani w temacie pewnie zastanawiają się, „O czym on chrzani?”. Tych drugich odsyłam od razu do ostatniego akapitu, a ja napiszę parę słów o grze.
Jak już wspomniałem, za pomocą kilku (2-4) drużyn robali dokonuje się tutaj masowej eksterminacji i aktów samobójstwa. Worms: Armageddon jest strategią turową w otoczeniu 2D z wszechobecnym humorem. Na setkach plansz za pomocą kilkudziesięciu rodzajów najwymyślniejszych broni będziemy robić zadymę, jakich mało. Jej humorystycznego charakteru najlepiej dowiodę opisując kilka rodzajów wyposażenia bojowego.
Mamy więc tutaj bazookę, granaty, uzi, shotguna, miny, dynamit, łuk, miotacz płomieni… To jeszcze nie brzmi zabawnie, ale już super owca, stara baba nafaszerowana dynamitem, bananowe bomby, święty granat, czy zatruwający powietrze skunks występujący tu w charakterze broni biologicznej może budzić uśmiech na twarzach graczy. Samo czytanie o tym. A kiedy ujrzycie już cały ten arsenał w akcji zapewniam, że znajdzie się moment, w którym będzie można zrywać boki ze śmiechu. Dodatkowo, zmagania naszych dzielnych wojowników okraszone są ich zabawnymi komentarzami, którymi starają się opisywać akcje na ekranie. Niestety, w przeciwieństwie do wersji na PC, nie mamy tu możliwości wyboru języka, w jakim nasi podopieczni będą wykrzykiwać swoje emocje. Jeżeli chodzi o szczegóły, muszę stwierdzić z przykrością, że można było dokonać lepszej konwersji i pozostawić kilka ciekawych opcji, jak choćby edytor własnych plansz, czy bogatą bibliotekę hymnów wieńczących zwycięstwo.
Od strony graficznej również nie powinniśmy oczekiwać zbytnich fajerwerków. Nie jest to wszak gra nowa i pisana z myślą o konsoli. Na szczęście konwersja udała się na tyle, że wciąż możemy rozkoszować się graniem, bez zastanawiania się, czy ten mały punkt obok, to kawałek drewna, czy mina przeciwpiechotna, którą ktoś nieopatrznie tu zostawił. Takiej sytuacji z pewnością nie będzie.
Chyba w ramach rekompensaty, do gry zostały dorzucone filmiki obecne w grze Worms 2 na PC. Jeżeli masz ochotę je pooglądać, po prostu nie wciskaj żadnych przycisków na padzie na ekranie tytułowym. Kolejnym dodatkiem jest równie interesująca, co zabawna piosenka, której można posłuchać po wejściu do któregokolwiek menu i okazania odrobiny cierpliwości (to ta piosenka, która leci od początku, ale słowa zaczynają się później). Jeżeli jesteśmy już przy muzyce i dźwięku mogę tylko powiedzieć, że jest na bardzo wysokim poziomie. Melodie towarzyszące nam podczas gry są utrzymane w dopasowanym do gry klimacie parodii, tak jak okrzyki wojenne uroczych stworzonek jakimi są Wormsy.
Tytułem podsumowania mogę dodać, iż gra, mimo że jest dwuwymiarowa przynosi naprawdę masę wspaniałej rozrywki. Jeżeli nie przeszkadza Ci brak kilku sampli obecnych w pecetowej wersji, paru dodatkowych opcji oraz nieco gorsza grafika, a stawiasz przede wszystkim na dobrą zabawę, bardzo polecam Ci tą grę. To tyle jeśli chodzi o PSX. A wersję na PC powinien mieć każdy. Bez wyjątku.

Wydawca: Team 17
Wymagania: PlayStation, 1 – 4 graczy, pad, 2 wolne bloki na karcie pamięci
Support: Dual Shock, Analog Controller
Termin: już jest
Ocena: 9/10
Uwagi: Cool! Robale Rules!!!