Sytuacja dokładnie jak sprzed kilku lat. Sony wypuszcza na rynek swą konsolę, a Namco dostarcza na nią pierwszy tytuł wyścigowy. I, podobnie jak pięć lat temu, jest to Ridge Racer, tylko tym razem z cyferką V w tytule.
Chłopaki z Namco otrzymali z pozoru proste zadanie: stworzyć nowego Ridge`a dla nowej, potężniejszej maszyny. Nie muszę chyba pisać, że oczekiwania ze strony graczy były naprawdę spore.
RRV ma swoje wady i nie ma co tego ukrywać. Jednak gdy odpalicie ten tytuł pierwszy raz, zaczniecie się zastanawiać, o co mi chodzi… Jak wady? Przecież ta gra wygląda świetnie. A wózki prowadzi się w niezbyt realistyczny sposób, tak jak prawdziwy wyścig automatowy i poprzednie część RR. Mało tego. Z każdą kolejną chwilą gry, będzie nam się to podobać coraz bardziej i bardziej.
Model jazdy nie zmienił się zbytnio, nadal mamy świetne kontrolowane poślizgi, którymi wchodzimy w najtrudniejsze zakręty; a następnej chwili znów zasuwamy z maksymalną prędkością naszego bolidu. Gra jest szybka i płynna. Samochody prowadzi się niemalże intuicyjnie, osoby, które miały kontakt z poprzednimi częściami wiedzą o co mi chodzi. O ile samo prowadzenie nie powinno Wam sprawić większych problemów, to konsolowi przeciwnicy z pewnością. Ich sztuczna inteligencja uległa zdecydowanej poprawie. Inne bolidy skutecznie zajeżdżają nam drogę i wykorzystują każdy nasz błąd. Warto także wiedzieć, iż zderzenia nie są tu zbyt zalecane. Każde zetknięcie z innym samochodem lub częścią toru nie uszkodzi nam pojazdu, ale za to skutecznie spowolni. Dlatego teraz trzeba naprawdę się postarać, aby nie stracić swego miejsca.
Żeby jeszcze bardziej umilić nasze zmagania, wprowadzono dwa typy samochodów „drift” i „grip”. Te pierwsze mają ułatwione wykonywanie wszelkich poślizgów, z kolei te drugie trzymają się nawierzchni jak szalone. Jest to dobry pomysł, jednak ściągnięty z Ridge Racer Type 4. Podobnie jak większa część struktury gry. Po raz kolejny samochody, upgrade`y, a, co ważniejsze,, nowe tory są odkrywane w miarę naszych wygrywania kolejnych wyścigów. Ten patent działał wręcz idealnie w RRT4 i bardzo dobrze sprawdza się także i tu, jednak nie sadzicie, że można było wymyślić coś bardziej oryginalnego?
Pod względem oprawy Ridge Racer V robi pozytywne wrażenie. Modele samochodów są duże, o wiele bardziej szczegółowe niż te z poprzednich części. A dzięki idealnie dobranym teksturom wygląda to niesamowicie. Najlepiej to widać na wszelkiego rodzaju replay`ach, gdzie kamera robi niesamowite najazdy na pędzące bolidy. Do tego należy wspomnieć o trasach. Są o wiele większe (choć nadal są to wariacje jednego większego toru) i o wiele bardziej realistyczne. Są pełne najprzeróżniejszych detali i jedyne, czego brakuje, to ludzi; choć podczas jazdy i tak tego nie zauważamy. Niestety, końcowy efekt jest nieco słabszy poprzez brak anti-aliasing`u. Małe kwadraciki są zauważalne i są jak skaza na pięknie oszlifowanym diamencie. Japońska wersja RRV była tworzona w pośpiechu i dlatego nie zawierała tego efektu, ale dlaczego nie ma jej w wersji PAL? Lecz najgorsze jeszcze przed nami. Otóż Namco umieściło w swym produkcie tryb split-screen dla dwóch graczy. Wszystko fajnie, do momentu włączenia go. Wtedy widać, w jakim pośpiechu pracowali programiści. Tryb dla dwóch graczy nie tylko zmniejsza pole widzenia (split-screen), ale dodatkowo większą cześć terenu spowija gęsta mgła. Wygląda to żałośnie, biorąc po uwagę na jakiej klasy sprzęcie gramy.
Ridge Racer V być może nie jest żadną rewelacją, ale jest za to bardzo dobrą pozycją. Fakt – posiada kilka niedoróbek, które z pewnością mogą niektórych zniechęcić. Jednak zawiera także ogromną dawkę grywalności, dzięki której jestem w stanie przymknąć na ubytki oko. RRV spodoba się wszystkim, którzy lubią szybkie, zręcznościowe wyścigi rodem z automatów. Trasy są nieźle wykręcone, a wózki cieszą oko, z głośników wali niezła muzyka utrzymana w klimatach techno. Można atakować.