Pokemony opanowują świat. W Japonii przerodziły się nawet w czyste szaleństwo i manię popromienną – ludzie wymieniali się tymi sympatycznymi zwierzaczkami, tworzyli o nich fan-ziny, chodzili na piątą rano do kina na pełnometrażowy film, a nawet inwestowali w konsolę Nintendo 64, która miast opakowania miała sympatycznego, różowiutkiego Pokemona. Polskę mania póki co omija – jednak siły złego planują zwierzęcy najazd na wrzesień bieżącego roku. Ja już zaczynam się bać, kopię schron i skupuję puszkowaną żywność. Jak szał wybuchnie, będę miał się gdzie zaszyć, cholera!
„Pokemon Red” to konsolowa giera przeznaczona dla wszystkich tych szaleńców, którzy świata poza pokemonami nie widzą. Ona ich ucieszy, rozbawi, wciągnie, i to z taką siłą, że i ocena 10/10 będzie dla nich za niska. To oni, ci nieszczęśliwi, nieszkodliwi maniacy umierać będą z głodu, bo miast jedzenia i picia żyć będą z hodowli. To oni będą winnymi manii, której za cholerę nie zrozumiem, i której nie pojmie połowa z was (większa oczywiście!).
Ale po kolei. Ta kosztująca okrągłe 149 zł gra pozwala wam objąć posadę trenera Pokemonów. Gracz wciela się w małego gościa, który na życzenie rodziny wyprawia się do pokemoniego mistrza, profesora Oaka i zwija mu domowego zwierzaczka. Wszystko po to, by go wyhodować, wypieścić, wyniańczyć i zrobić wszystko to, co się z Pokemonami robi. A co się z nimi robi? Ano, poluje się przy ich użyciu. Taki domowy, oswojony niczym mój kot misiaczek okazuje się być idealną przynętą na wszelkiej maści Pokemony. Łącznie jest ich 150 rodzajów (każdy oczywiście inny), i aby wygrać grę, trzeba dorwać wszystkie. W międzyczasie należy je ćwiczyć, trenować, męczyć i dusić, wszystko po to, by stały się krwawymi bestiami – oczywiście przesadzam. Trening ma na celu wyhodowanie czempiona, zwierzaka, który pokona inne Pokemony, w tym Pokemony twoich kumpli.
-
- Jeśli w tym momencie zabawa wyda ci się:
- głupia
- denna
- zakręcona w lewo
- banalnie prosta
to tkwisz oczywiście w błędzie. Kochane i słodziutkie zwierzaczki nie są bowiem kochanymi i słodziutkimi zwierzaczkami typu śmierdzący pies sąsiadki tudzież wyliniały kocur listonosza. Bestie są inteligentne! One się uczą! I rozwijają na dodatek. Trening przekształca je z jednego do drugiego stanu rozwojowego, a każda taka transformacja dowala zwierzaczkowi nieco energii. Ta zaś przydaje się – pozwala bezproblemowo chwytać bądź zwyciężać kolejne Pokemony. I tak sytuacja staje się nieco bardziej zamulona.
Aby ją jeszcze bardziej zaplątać dodam, iż nie wszystkie gatunki naszych milusińskich są równie popularne co wiewiórka w zadbanym parku. Niektóre z nich napotkasz niezwykle rzadko, a niektóre w ogóle nie pojawią się w grze! Założę się, że jeśli miałeś dobre kości RAMu we łbie i pamiętałeś ten fragment niniejszej recenzji, w którym piszę: „… Pokemony. Łącznie jest ich 150 rodzajów (każdy oczywiście inny), i aby wygrać grę, trzeba dorwać wszystkie.”, to dochodzisz właśnie do wniosku, że „Pokemon Red” jest wielkim glutem zalanego Orka, którego nawet nie można ukończyć. Nic bardziej błędnego. Panowie od Nintendo zauważyli, jak wielką popularnością cieszą się karcianki z tymi zwierzaczkami i jak wiele osób wymienia się nimi; postanowili więc wprowadzić ów element do rozgrywki. Co pomyśleli, to uczynili – jeśli posiadasz GameBoy Link Cable, to możesz połączyć się z konsolką twego kumpla i zwinąć mu jego Pokemony. Być może będzie posiadał te, których ty nie masz…
Jeśli zaś chodzi o ocenę gry, to jest ona równie prosta, co zasady rozgrywki. Jeżeli jesteś chory na punkcie zwierzaczków, to bez wahania wystawiasz jej 11/10. Jeśli uważasz Pokemony za kretynizm nie gorszy niż hasło wyborcze Aleksandra Kwaśniewskiego (facet to się chyba za Boga uważa – wszak to Bóg wsłuchiwał się w słowa modlitwy), to i 5/10 będzie za dużo. Sumując, dzieląc, wypisując – wychodzi 8/10. I jest. Dziękuję!