Musze przyznać, że czwartą edycję „Potrzeby prędkości” na PSX przyjąłem bez specjalnego entuzjazmu, znudzony bezustannym powielaniem schematów w poprzednich częściach serii. Gdy zauroczony jedynką postanowiłem sięgnąć po kolejną część srodze się na niej zawiodłem. PeCetowa Special Edition nie zmieniła mojego poglądu na sprawę – wspaniała seria zaczęła schodzić na psy. Trzecia część nie była specjalnym przegięciem w żadną stronę – nie był to ani wielki hit, ani totalna klapa. Dla mnie – gra przeciętna. Wkrótce po trzeciej części ukazuje się czwórka (wiele już widziałem sporów o nazewnictwo – zdaję sobie sprawę, że wygląda podobnie do N4S3, że jest to tylko coś w stylu „dodatku”, że w tytule nie ma cyfry – dla mnie to jest czwórka i basta!). Jej również można zarzucić powielanie schematów. Na szczęście tym razem tylko tych lepszych.
Oprawa graficzna jest niezła (jak na PSX), ale niewiele różni się od trójki. Dużo szczegółów cieszy oko, a mknące po rozgrzanej nawierzchni bryki, lśniąc lakierem potrafią przyprawić o opadnięcie szczęki z wrażenia niejednego amatora czterech kółek. Trasy zaprojektowano interesująco i choć daleko im do majstersztyków z WipeOut 2097, Wip3out czy PeCetowego SWE1: Racer, z pewnością zaskoczą niejednym zakrętem lub ostrym wirażem. Ładnie wykonane, ciekawe odcinki drogi nie pozwolą nam się nudzić w czasie jazdy. Nieraz już zapatrzony w jadącą kolejkę szynową, usiłowałem skierować swój wóz za nią – do tunelu położonego poza trasą. Kto widział, ten zrozumie.
Zupełnie odwrotnie jest z muzyką. O ile utwory z poprzednich części były w miarę znośnie zrobione, soundtrack towarzyszący grze jest po prostu totalną pomyłką. Przynajmniej dla mnie. Jeżeli muzyka z Ridge Racer Type 4 dostałaby ocenę 9/10, to wypociny panów z EA zasługuje na naciąganą czwórkę. Kilka utworów, które, mimo że utrzymane w szybkim tempie zamiast zagrzewać do boju o błyszczący puchar skutecznie nużyły mnie podczas wyścigu. Na szczęście można ją wyciszyć. Efekty dźwiękowe, tradycyjnie już bardzo dobre, więc jeżeli kiepską muzę zrekompensuje Ci ryk silników – z pewnością będziesz zadowolony. Nie ma to jak porządny pisk i guma rzucona na asfalt.
Autorzy, idąc tropem innych producentów gier wyścigowych, postanowili wreszcie włączyć do swojego produktu wątek ekonomiczny, tak lubiany przez wielu konsolowych rajdowców. Od teraz, żeby wypróbować przyspieszenie nowego pojazdu należy zebrać odpowiednią sumę mamony i dokonać zakupu. Pozostało jeszcze wybrać kolor, a w razie potrzeby od razu podrasować swój wóz (znowu potrzebne fundusze) i już można zapalać silnik. Po wygraniu kolejnych turniejów i wyścigów, maszyna zaczyna nam się nudzić. Co robić? Sprzedać ją, dołożyć trochę grosza i dokonać transakcji u dealera (bez skojarzeń:)). I tak w kółko. Nowe fury i trasy w miarę ich zdobywania uaktywniają się również w innych trybach rozgrywki, pozwalając na dłuższą zabawę. Nie mogło oczywiście zabraknąć słynnego Hot Pursuit, czyli ucieczki przed funkcjonariuszami wymiaru sprawiedliwości (czyt. gliniarzami:)). Mamy możliwość stanąć po jednej ze ścigających się stron. Tryb split screen dla dwóch graczy dodaje grze jeszcze większych rumieńców.
Sterowanie nie sprawia większych problemów i już po chwili korzystając z analogowej gały będziemy kontrolowanym poślizgiem zbierać kolejne łuki szos. Obsługa Dual Shocka jest bardzo udana – wibracje pojawiają się często, wraz ze zmianą nawierzchni, czy ostrym zakrętem.
Jeżeli kochasz wszystkie wyścigi bez wyjątku – ta gra powinna trafić w Twoje ręce. Jest to najlepsza część serii N4S. Jeśli jednak spodziewasz się po tej grze iż jest idealnym, przełomowym produktem, a „gubienie ogona” czy ściganie wrednych kierowców nie rajcuje Cię zbytnio – myślę, że lepszym wyborem będzie zainwestowania w Gran Turismo 2, które już jest. Poza tym arcade`owy klimat gry (jakże inny od tego w serii Ridge Racer) nie wszystkim przypadnie do gustu, wiec zwolennicy perfekcyjnych symulacji nie mają tu czego szukać.
Uwagi: Na pewno nie jest to najlepsza gra wyścigowa na rynku