Moda na wyścigi tak samochodowe jak i te, w których uczestniczą jednoślady, chyba nigdy się nie skończy. Dowodem tego są powstające coraz częściej i gęściej gry komputerowe o tej tematyce. Ba, nawet i całe serie takich gier. Przykładem na to jest właśnie seria jest Moto Racer, której to już trzecia edycja została kilka miechów temu wydana przez Delphine Software.
Trzeba przyznać twórcom gry, że trzecia odsłona ich wyścigów stanowi niewątpliwy krok naprzód. Krok, ale tylko jeden – ku realizmowi. Każdy kto grał w poprzednie części Moto Racer’a, miał chyba większe lub mniejsze uwagi pod adresem kulejącego realizmu prowadzenia motorów. Nieważne czy jechaliśmy po poboczu czy też szerokim asfaltem – i tak komfort jazdy był bardzo dobry, a prędkość motoru niezgorsza. Panowie z Delphine postanowili przychylić się wreszcie do próśb fanów i oddali nam do użytku produkt o sporo lepszym realizmie jazdy niż jego poprzednicy.
Standardowe sposoby na katowanie silnika pozostały niezmienione. Mamy zatem do dyspozycji praktykę, wyścig na czas i mistrzostwa. Ku uciesze fanów serii, dodano cztery nowe tryby gry, dostępne po pomyślnym ukończeniu mistrzostw (każdy tryb posiada po dwa bonusowe tory). Te nowinki to:
- TRAFFIC – Wyścig z pojedynczym przeciwnikiem w miejskim otoczeniu i z jeżdżącymi po ulicach samochodami. Po prostu Need For Speed I na dwóch kółkach
- DRAGSTER – Zmagania pędzących ponad 500 km/h bolidów, mające miejsce na owalnym torze
- FREESTYLE – Pokaz trików na krosowym motocyklu
- TRIAL – Wyścig w terenie
Po wyborze trybu gry, przychodzi czas na dobór odpowiedniej maszyny (charakteryzowanej tak jak i do tej pory – przez cztery parametry) i zestrojenie jej według własnych potrzeb. Niestety, w tym miejscu autorzy po raz kolejny zawiedli i zmiana ustawień motocykla, nie wpływa zbyt znacząco na jego zachowanie na torze.
Co do torów, to jest ich sztuk jedenaście. Zachowano przy tym podział tras wyścigowych na krosowe i asfaltowe. Niektóre z nich są naprawdę ciekawie zaplanowane i wykonane, a co więcej, w niektórych przypadkach bardzo ciężkie do bezbłędnego przejechania. Ostre zakręty, spadzistość terenu, górki, stoki i bardzo duża dynamika jazdy (chluba całej serii)- wszystko to bardzo umila nam grę. Ponarzekać można tylko na tła, które były najwyraźniej rysowane w pośpiechu i bez większego pomyślunku. Szpeci to wygląd gry, gdyż sprawia wrażenie, jakby pewne elementy otoczenia zostały wstawione do gry na siłę i ni w pień nie pasują do całej reszty.
Największy skok jakościowy w porównaniu do „starszego rodzeństwa”, w MRWT daje się zauważyć w sferze zachowania się motoru na torze. Zostało ono moim zdaniem bardzo dobrze odwzorowane. To chyba drugi po projekcie torów element, który jest mocną stroną gry. Realizm jest naprawdę spory, dzięki czemu gracz czuje się, jakby jechał na prawdziwym stalowym rumaku. Bardzo dobrze „czuć” nasz dwuślad, a to pozwala na całkiem niezłe opanowanie rolę kierowcy takiego potwora.
Wreszcie znać sporą różnicę pomiędzy komfortową jazdą po asfalcie, a bardzo niepewnym „ślizgiem” po piaszczystym poboczu. Także energiczność naszych ruchów kierownicą odgrywa ważną rolę w grze. Czasami motor może zareagować bardzo gwałtownym szarpnięciem, co najczęściej kończy się upadkiem i stratą kilku jakże cennych sekund. Podobnie przyhamowanie podczas wchodzenia w zakręt bardzo często kończy się utratą przyczepności i spadnięciem z motocykla.
Kontakty z bandami także nie należą do przyjemności. Mały krosowy motor wpadający z rozpędem na ogrodzenie nigdy nie wychodzi z takiego spotkania obronną ręką. Każdy upadek kosztuje nas kilka cennych sekund, które jest potem niezwykle trudno odrobić.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że Moto Racer World Tour to gra trudna. Nawet bardzo trudna. Opanowanie umiejętności prowadzenia rozpędzonego motoru i wchodzenia nim w kolejne zakręty, potrafi zająć bardzo wiele czasu. Poza tym przeciwnicy nawet na najniższym poziomie trudności wykazują spore umiejętności ścigania się. Walka z nimi jest bardzo męcząca i często, szczególnie na początku naszej znajomości z grą – niezwykle mało owocna.
W poprawnej orientacji na torze pomaga nam czytelna i przejrzysta grafika. Odpowiednia kolorystyka otoczenia i nieźle wykonane modele motorów, sprzyjają pozytywnemu odbiorowi gry. Także kontrastujący z otoczeniem kolor asfaltu, czy też ziemi, ułatwia „nawigację” i odpowiednie „wymierzenie” zakrętu. Niestety, o ile grafika jest czytelna i przejrzysta, to nie jest zbyt urozmaicona. Grając w MRWT ciągle miałem wrażenie, że autorzy tylko w połowie wykorzystali swój potencjał twórczy. Brakuje mi w tej grze pewnej rozmaitości szczegółów. Normalnie nie przywiązuję do grafiki zbyt wiele wagi, ale tym wyczułem pewną sterylność środowiska graficznego programu. Wszystko jest jakieś sztywne, nienaturalnie wkomponowane w otoczenie. Jednymi słowy – dziwne.
Dźwięki. Heh, znów brak konsekwencji autorów. O ile muzyka jest naprawdę fajna, z lekkimi gitarowymi riffami, to odgłosy silnika naszego pojazdu przyprawiają o odruch wymiotny. Słyszeliście kiedyś odgłos obdzieranego ze skóry żywcem kota??? Nie?!?!?! To nic straconego. Tak właśnie „pracuje” silnik w rasowym „ścigaczu”. Żenada, moi mili. Krosówka natomiast piszczy jak należy, całkiem realistycznie. Tia, a gdzie tu konsekwencja? Skoro dbamy o należytą oprawę dźwiękową gry, to chyba o oprawę całości, a nie tylko pewnych jej elementów. Tak przynajmniej powinno być. Jednak szanowni państwo z Delphine Software tego zdaje się nie wiedzą. Szkoda, bo tym i paroma wcześniej wymienionymi wpadkami, zepsuli całkiem ciekawie zapowiadający się produkt.
Cóż można rzec na koniec o Moto Racer World Tour. Moim zdaniem nie spełnił on pokładanych w nim nadziei. Nadziei tak moich, jak i zapewne samych producentów. Przez swoją niekonsekwencję, sami wykopali pod sobą dołek. Jeśli jednak jesteś zagorzałym fanem motorowych ścigałek, to i tak w tę grę będziesz grał. Jej niezaprzeczalną zaletą jest nieźle oddany realizm jazdy motorem. Poza tym, zbyt wielu dobrych stron znaleźć w niej nie można. Jest to klasyczny przykład na to, że gołe ambicje, nie poparte umiejętnościami – nie wystarczą.