Klonów Tetrisa widziałem już wiele, ten zaś należy do najlepszych. Najwyraźniej nad hydraulikiem Mario ciąży jakieś fatum – chłopak po prostu nie może pojawić się w kiepskiej grze.
Weźmy na przykład Super MarioLand albo jeszcze lepiej – Super Mario 64. Toć to klasyka gatunku, toć to program, który wyznaczył nowe kierunki platformówkom 3D i do dziś cieszy się olbrzymią popularnością. To, co właśnie napisałem, brzmi jak trywializm i w jeszcze większym stopniu podkreśla wielkość gry. Tak więc nieprzypadkowo Super Mario 64 w pięć lat po premierze wciąż wspina się na szczyty box-office’ów (list najlepiej sprzedających się gier) i dystansuje najnowsze kawałki uznanych zachodnich producentów takich jak UbiSoft czy i! Jeśli zaś powiecie, że stare dobre gry to jedno, a świeżutkie jak niemowlę nowości to drugie, to podsunę wam pod nos Mario Tennis. Zeszłoroczny debiutant podbił serca posiadaczy tak N64, jak i GBC, i dość szybko zyskał miano jednego z najlepszych programów sportowych w historii. Tak więc Mario wielkim bohaterem jest i koniec, kropka!
Wróćmy jednak do Mario & Yoshi. W tytule tym sympatyczny wąsacz wciela się w powstać magazyniera. Ktoś nabałaganił w wielkim sklepie pełnym podobizn czołowych postaci z gier firmy Nintendo i trzeba ów burdel posprzątać. Luigi (?) zrzuca z szafy u góry ekranu po dwie, trzy podobizny na raz. Na dole zaś znajduje się Mario i pięć palet. Hydraulik musi układać podobizny w pary – jedna na drugiej. Wówczas znikają one zwalniając na paletach miejsce. Trzeba się spieszyć, gdyż palety mają ograniczoną pojemność i zabudowanie ich wieżą podobizn kończy się nieszczęściem.
Łączenie spadających w dół podobizn (klocków) i możliwość zapchania sobie miejsca na ekranie żywcem zerżnięto z Tetrisa. Jednak wiele elementów Mario & Yoshi wydaje się być nowa. Przede wszystkim w opisywanej grze nie mamy możliwości obracania owych podobizn (no bo i po co – wszystkie są kwadratowe), jak i kierowania ich lotem. „Klocki” spadają pionowo w dół i od razu wiemy, gdzie spadną. Musimy więc tak poprzestawiać platformy u dołu szafy, by podobizny spadły na tą, na którą spaść powinny (wspomniane pary!). A ponieważ Mario może zamienić miejscami jedynie dwie sąsiadujące ze sobą platformy, niezbędny jest dobry refleks. Czasem trzeba aż sześć razy dokonać zamiany kolejnych par sąsiednich platform, by dopiąć swego.
Kolejną nowinką Mario & Yoshi są skorupki (a ściślej ich dolna i górna część), które od czasu do czasu zrzuca Luigi. Jeśli do dolnej dopasujemy górną, wówczas znikają one, a w ich miejsce rodzi się przynoszący punkty Yoshi. Cały szpil polega na tym, że skorupki łączą się nawet wtedy, gdy rozdziela je kilka podobizn. Jest więc to znakomity sposób na przeczyszczenie platformy. Jeśli bowiem na samym jej dole znajduje się skorupka otwarta ku górze, na niej kilka nie pasujących do siebie „klocków”, to wystarczy zrzucić na to wszystko skorupkę otwartą ku dołowi, by platforma była czysta.
Grafika programu nie jest porywająca, jednak nie można odmówić jej czytelności. Z rozpoznaniem poszczególnych podobizn nie ma więc najmniejszego problemu. Również i muzyka zasługuje na uznanie – jest skoczna, łatwo wpada w ucho, a dzieciom ze względu na „cukierkowatość” z pewnością się spodoba.
Mario & Yoshi wydał mi się sympatyczną, wciągającą grą wzorującą się na pomyśle nieśmiertelnego Tetrisa, jednak wprowadzającą doń odrobinę świeżości. Jeśli lubisz tego typu programy, wiesz już, po co powinieneś sięgnąć.