Liczba gier na PSX, które nigdy nie przekroczą granic Japonii jest niestety ogromna i stale się powiększa. Nierzadko mamy do czynienia ze zjawiskiem, które uniemożliwia konkretnej, acz niewielkiej grupie odbiorców legalny zakup gier ulubionego typu. Mało popularne u nas gry logiczne na przykład, w Japonii zajmują znaczące miejsce w rankingach popularności. W przypadku niektórych tytułów konwersja z japońskiego na któryś z europejskich języków pochłania zbyt wiele czasu i funduszy, aby środki te zostały zwrócone i przyniosły jeszcze oczekiwany zysk. Wtedy zwyczajnie rezygnuje się z konwersji nieraz niezłych gier, które na naszym rynku mogły spotkać się z uznaniem większym nawet niż w Japonii. Tak właśnie mogło być z Ehrgeiz. Na szczęście to się nie stało.
Ehrgeiz jest grą typu „dwa w jednym” (w tym przypadku jest to sześć w jednym, ale małe i proste zręcznościowe podgierki pomijam). Składa się bowiem z kilku części, z których pierwszą jest bijatyka 3D. Jest to jednak nieco inna jej odmiana niż przypadku Tekkena czy Virtua Fightera. O ile w tamtych grach wciśnięcie „góry” na padzie powodowało skok, a uskok w głąb areny wykonywało się przez wciśnięcie odpowiedniej kombinacji klawiszy (lub przypisanego jej klawisza funkcyjnego – L/R); tutaj (podobnie jak w symulacjach wrestlingu) przyciski kierunkowe odpowiadają za przemieszczanie się we wszystkich kierunkach po polu walki., natomiast skok wykonujemy za pomocą określonego klawisza. Dzięki takiemu sposobowi poruszania mamy możliwość ucieczki przed przeciwnikiem po arenach które są w pełni trójwymiarowe i nierzadko wielopoziomowe. Pozwala to na szereg posunięć taktycznych zwiększających szansę na zwycięstwo. Gra przypomina nieco serię Battle Arena Toshinden znaną na PSX praktycznie od początku istnienia konsoli. Tak jak i w tamtej grze, tutaj ciosy nie są zbyt skomplikowane i wykonanie wielociosowego combo wcale nie świadczy o perfekcji gracza, a prędzej o jego niezłym szczęściu. Obecne są również fireballe, walka z użyciem przypisanej każdemu zawodnikowi broni. Jeśli już o zawodnikach mowa, należy wspomnieć o ciekawostce jaką jest obecność w grze postaci z Final Fantasy 7 (czy już wspomniałem, że jest to gra SquareSoftu?). Mamy więc oczywiście Clouda ze swoim ogromnym mieczem, piękną Tifę, wampira Vincenta, przyjaciela Clouda – Zacka (o którym niewiele wiadomo nawet po ukończeniu FF7) czy Sephirotha ze swoim ostrym jak brzytwa Masamune Blade. Cała gra delikatnie emanuje finalowym klimatem, wszak nie tylko postacie są tutaj elementem, dla którego fani powinni zainteresować się Ehrgeiz. Niektóre areny „wypełnia” muzyka przypominająca nam wydarzenia z FF (dajmy na ten przykład śmierć Aeris), nawet muzyczka po odniesieniu zwycięstwa przypomina nam o FF. Najlepsze jednak na koniec. Pamiętacie na pewno majestatyczną, tajemniczą melodię z towarzyszącym jej chórem, której mogliśmy posłuchać tylko raz, podczas końcowej rozprawy z Sephirothem? Gdy ukończysz grę kolejno wszystkimi postaciami z Final Fantasy 7, Twoją nagrodą będzie filmik pozlepiany z sekwencji filmowych FF7 i zilustrowany tą właśnie muzyką. Jego obejrzenie zachęciło mnie do ponownego zaczęcia zabawy z tą grą wszechczasów. Inne postacie występujące w grze również posiadają renderowane zakończenia, a jak na Square przystało są one naprawdę pierwszorzędnej jakości.
Podobnie jak miecz Sephirotha ostra i dokładna jest grafika. Postacie są ładnie animowane, a gra jest bardzo dynamiczna. Efekty świetlne są także bardzo dobre. Nie uświadczymy tu jednak tak wielkiej gracji i finezji jaka jest w najsłynniejszej bijatyce Namco. Tutaj wszystko jest bardziej arcade`owe, nastawione na „plug & play”, po prostu inne. Aren jest sporo i są dosyć ładne, ale brakuje im nieco do miana najlepszych.
Druga cześć, która miała stać się przyczyną nie ukazania się gry w USA i Europie to połączenie zręcznościowej, chodzonej bijatyki z RPG. Zdecydowano się jednak na przetłumaczenie japońskich „krzaczków” na zrozumiały dla większości Europejczyków język angielski.
Mamy tutaj za zadanie pokierować poczynaniami dwojga bohaterów i towarzyszyć im w wędrówce po lochach, jaskiniach i wioskach. Po drodze napotkamy mnóstwo wrogich nam postaci, od małego pajączka do obleśnego głowonoga leżącego sobie spokojnie na dnie studni. Podczas podróży, w miarę pokonywania przeciwników doświadczenie, a co za tym idzie – siła, oraz wyposażenie bohaterów będzie rosło. Do pomocy mamy prócz gołych pięści czary, różnego rodzaju oręż i wzmacniające naszą energię specyfiki. Jest również sporo bardziej unikalnych przedmiotów. Znajdziemy w grze sklepy, gdzie można kupić lub sprzedać przeróżne towary.
Całość bazuje na enginie opisanej pokrótce przeze mnie powyżej bijatyki. Scenerie są trójwymiarowe, wielopoziomowe i rysowane przez konsolę na ekranie w czasie rzeczywistym. Grze towarzyszy niezła muzyka i dobra oprawa dźwiękowa.
Pozostało mi jeszcze napisać kilka słów o wspomnianych czterech podgierkach dostępnych z głównego menu gry. Znajdziemy tam plażowe wyścigi (Battle Beach), inny rodzaj wyścigów uwzględniający okrążenia (Battle Runner), trochę trudną do opisania, acz prostą zręcznościówkę (Battle Panel) oraz kolejny tryb bijatyki z ciekawymi zasadami (Infinity Battle). Wszystkie te mini gierki są dość interesujące mimo, że stanowią jedynie miły dodatek, którego bez problemu mogłoby nie być.
Jak widać gra jest wystarczająco rozbudowana aby zapewnić zabawę na kilka/kilkanaście wieczorów a fakt, że jedną z gier zawartych na płycie jest bijatyka może ten czas jeszcze przedłużyć. Jest to na pewno ciekawy i w miarę nowatorski produkt, który polecam Waszej uwadze; choćby do obejrzenia. Z pewnością nie mogę powiedzieć, że jest to hit i wydarzenie na miarę FF7, ale spróbować zawsze można.