Pamiętacie No Fear Downhill Mountain Biking? Ta gra na konsolę PlayStation o dość przydługiej nazwie pozwalała nam na spróbowanie swoich sił w wyścigu na rowerach górskich po specjalnie przystosowanych do tego trasach. Kwestią sporną pozostaje, czy gra była udana, czy też nie. Jej arcade’owy charakter nie każdemu mógł przypaść do gustu. Mnie nie wciągnęła na dłużej, choć jej tematyka wydała mi się mocno interesująca. Nie mogę jednak odmówić miana hitu serii Tony Hawk’s Skateboarding (lub TH Pro Skater). Druga jej część święci właśnie najwyższe triumfy na PC, a spragnieni tego typu rozrywki gracze z niecierpliwością oczekują na kolejne gry o podobnej tematyce. Krzesanie trików na rampach, skoczniach, czy grindowanie po barierkach za pomocą deski wyposażonej w cztery małe kółeczka przestało jednak być nowością dla PSX’owych graczy. Gra traktująca o wyczynach niesamowitych skaterów ma coraz mniejsze szanse, aby odnieść sukces na tak wyeksploatowanym już poletku. Lekarstwem na to okazała się zmiana środka transportu naszych bohaterów. Tym razem zamiast dechy przyjdzie pokierować nam lśniącym BMX’em, którego dosiądzie dla nas nawet sam mistrz, czyli Dave Mirra. Fakt, że twórcy postawili na wyczynowe rowery, a nie, przykładowo, na łyżworolki, jest dla mnie świetnym posunięciem. Podejrzewam, że nie tylko ja wolę oglądać popisy mistrzów błyszczących jednośladów niż nawet najbardziej odlotową jazdę na rolkach. Dave Mirra Freestyle BMX, bo taki tytuł ma zaszczyt nosić owa gra, jest już od dawna obiektem pożądania PCtowych graczy, czekających z wywieszonymi językami na konwersję z PlayStation. I choć posiadacze komputerów PC już za chwilę dostaną to, czego chcą, ja chciałbym napisać parę słów o delektowaniu się tym smakołykiem na ekranie dużego telewizora, z Dual Shockiem w dłoniach. A naprawdę jest czym.
Jak sugeruje tytuł, podobnie jak Tony w „swojej” grze, tak i tutaj mamy możliwość podziwiania BMX`owego guru w akcji. Towarzyszy mu wcale niekiepska gromadka riderów, wśród których można wyłapać wzrokiem takie sławy jak Ryan Nyquist, Leigh Ramsdell, Mike Laird, Troy McMurray, Kenan Harkin, Joey Garcia, Shaun Butler, Chad Kagy i brat samego Dave’a – Tim. Mimo, że często zdarza się, iż szeroko znane, sławne osoby firmują swym nazwiskiem kiepskie gry celem zwiększenia sprzedaży, tym razem tak się nie stało. Tym razem jest git!
Jeździ się naprawdę bardzo dobrze. Rowery suną po arenach jak prawdziwe, z uwzględnieniem wszelkich praw fizyki. Ruchy zawodowców wyglądają na ekranie bardzo realistycznie i podobnie jak filmowe intro – cieszą oko. Fanom THPS z pewnością od razu przypadnie do gustu arcade’owy model jazdy, zbliżony w obu grach. Prawdziwych hardcore’owców liczących na łamane kończyny i ekstremalnie trudne triki wykonywane za pomocą ultratrudnych kombinacji zrazi jednak to z pewnością. Ale w końcu – ilu znajdziemy takich? Zwłaszcza, że wykonanie gry zarówno pod względem graficznym jak i merytorycznym prezentuje się bardzo okazale (jeśli chodzi o grafikę – okazale jak na PSX, of course:)). Do wyboru znajdziemy, prócz wymienionych przeze mnie zawodników (posiadających, rzecz jasna, odmienne umiejętności), otrzymywane sukcesywnie, w miarę przechodzenia kolejnych poziomów, nowe rowery, ciuchy oraz sponsorów. Znajdziemy wśród nich sporo profesjonalnych produktów takich firm jak Haro, Puma, UGP, Maxxis, Adidas, Slim Jim czy Pro-Tec. Jest więc jak widać o co walczyć. Ale nie dla nowych gadżetów grałem. DMFBMX jest grą szalenie miodną. Początkowo zostajemy uraczeni kilkoma etapami, na których naszym zadaniem jest wypełnienie kolejno odpowiednich zadań. Są one pogrupowane według trzech poziomów trudności. Mamy więc Amateur, Pro i Hardcore. O ile pierwsze dwa to rozgrzewka, trzeci nie wszystkim wyda się już tak banalny. Wraz z doskonaleniem swych umiejętności, odkrywamy kolejne, nowe etapy pozwalające poszaleć w nowych sceneriach (warto wspomnieć, że znajdziemy w grze odpowiedniki prawdziwych, wspaniałych skate park’ów!). Czym dalej posuwamy się w „objeżdżaniu” nowych poziomów, tym stają się one coraz bardziej wymagające. Na szczęście, wypełnienie niektórych zadań ułatwia fakt, iż miejsca, gdzie należy wykonać daną ewolucję są odpowiednio oznaczane, w momencie gdy się do nich zbliżamy. Eliminuje to znany z THPS motyw przeszukiwania całej lokacji w celu znalezienia odpowiedniego miejsca do określonej sztuczki i pozwala skupić się tylko na właściwym wykonaniu zadania. Przy okazji odpadło kilka elementów zręcznościowych w stylu zbierania kaset, czy literek. Dla mnie to strzał w dziesiątkę.
Sterowanie jest dosyć podobne do innych rozwiązań prezentowanych w grach o podobnej tematyce. Kieruje się bardzo przyjemnie i wygodnie, a proste triki w miarę łatwo mogą robić nawet początkujący. W przeciwieństwie do np. Skate & Destroy, nie ma tu miejsca na tygodnie uczenia się kombinacji. Tu jest szybka i miodna zabawa, a zapewniam, że sztuczek znajdziemy w DMFBMX co niemiara.
Oczywiście w dobrej grze nie mogło zabraknąć dobrej muzyki. Wśród wykonawców znajdziemy takie sławy jak Cypress Hill, Rancid, Deftones, Pennywise, 59 Times the Pain, Dropkick Murphys, Social Distortion, Swingin` Utters, Primer 55 i na koniec Sublime ze swoim wypasionym kawałkiem „What I Got”. Na co dzień nie słucham, co prawda, muzyki tego typu, ale muszę przyznać, że do klimatu ostrej jazdy na BMX’ie pasuje idealnie.
Dla zwolenników bardziej hardocore’owych skate’ówek w stylu S&D sugeruję małą kurację rozluźniającą połączoną z masą dobrej zabawy. Być może i im się przyda chwila relaksu podczas wykonywania skomplikowanych grindów poprzedzonych superszybką serią trików z paroma obrotami o 360 stopni. Wielbicielom arcade’owych akrobacji Tony`ego Hawka radzę jak najszybciej zaopatrzyć się w DMFBMX. Mała przerwa w zbieraniu kaset i przesiadka z deski na rower dobrze Wam zrobi, nie mówiąc już o zbawiennym wpływie na kondycję. Wszystkim innym posiadaczom PSX`a polecam Dave’a z całych sił, co pozwoli bezstresowo wejść w trans i gładko łyknąć skate’owskiego bakcyla. Stosować od poniedziałku do niedzieli w dużych ilościach, najlepiej przez 24h na dobę! Let’s ride!