Nigdy nie byłem z naprawdę dobry z chemii, choć poniżej piątek raczej nie schodziłem. Ot, opatrzność boża:). O ile jednak dobrze pamiętam, nie było wcale tak strasznie trudno jak mogą myśleć niektórzy. Wystarczy tylko mieć dobrą pamięć i wykazać się niekiedy iskrą inteligencji. Jeśli wszystko pójdzie gładko, zdobyta wiedza przyda się później niechybnie. I jeśli nawet nie zostaniesz chemikiem mafii (niezła fucha;), to podczas oglądania któregoś z filmów o doktorze Jonesie nie będziesz jak inni bezmyślnie kiwał głową, gdy usłyszysz o datowaniu znalezionych w hinduskim grobowcu artefaktów metodą opartą na analizie węgla c-14. Dlaczego C – wiadomo, Carbon czyli węgiel; pozostaje nam jednak jeszcze dwucyfrowa liczba nijak mająca się ani do wieku rzeczonego doktora ani do długości czy szerokości geograficznej terenów gniazdowania sójki argentyńskiej (o ile takie istnieją – ornitolog ze mnie, niestety, kiepski:). „Izotopami nazywamy różne odmiany tego samego pierwiastka (…)” – jak głosi szkolny podręcznik do nauki chemii. Tak więc czternastka musi oznaczać ów tajemniczy izotop. Czemu więc (c – 12)? „The truth is out there”…
Reklamowy slogan gry w dosyć naiwny sposób zachęca do zakupu: ” Nadchodzą obcy. Chcą ograbić świat ze związków węgla. Problem w tym, że ty też jesteś z nich zbudowany”. Kreowane na szokujące obrazy reklamy gier na PSX jakoś nigdy do mnie nie przemawiały. Posuwając się dalej w czytaniu natrafimy na króciutki pseudonaukowy wywód wyglądający na kierowany najwyraźniej do ludzi dość słabo zorientowanych w realiach naszego świata. Biorąc pod uwagę widniejący na opakowaniu gry znaczek z „piętnastką” w czerwonym kółeczku można stwierdzić, iż mniemanie jakie mają o „przyszłości naszego narodu” spece od reklamy nie jest zbyt wygórowane. Niestety.
Gwizdek i podanie na lewą stronę boiska, gdyż oto nadchodzi danie główne. Moja krótka dywagacja na temat chwytów reklamowych opiewa bowiem tylko jedną stronę medalu. A jest, na szczęście, i druga. Mimo zapowiadających kolejny gniot owinięty w błyszczący papierek haseł reklamowych, w nasze ręce trafia jedna, z niewielu ostatnio wydawanych, dobrych gier na PlayStation. Po wnikliwym obejrzeniu pudełka z grą można stwierdzić, iż wysokie mniemanie o grze jest, wbrew moim wcześniejszym przytykom, bardzo uzasadnione. Producentem gry okazuje się bowiem być grupa developerska odpowiedzialna za obie części całkiem niezłej i bardzo klimatycznej gry MediEvil, firma Cambridge Studios.
Myślę, że po napisaniu tego krótkiego wstępu oszczędzę sobie podawania dokładniejszej fabuły, która i tak w większości podobnych gier jest dość mało ważna. Szczegóły i sekrety scenariusza poznacie grając. Tym razem przyjdzie nam po raz kolejny ratować świat, złe księżniczki i powabne smoki wcielając się w postać porucznika Vaughan`a – uzbrojonego w różne rodzaje broni żołnierza ruchu oporu wyposażonego w emitujące czerwony promień oko pozwalające mu na dokładniejszą eksplorację otoczenia. Wraz z jego chłodną miną tworzy niemal doskonały image nieczułego cyborga znanego nam z filmów z niejakim Arnoldem w głównej roli. Coś jak Bryan Fury z Tekkena 3 o ładnie zafarbowanych włosach. Jednak, pomimo swego wyglądu upodobniającego naszego herosa do bezdusznych najeźdźców, misje, jakie ma do spełnienia, pozostają jak najbardziej przychylne naszej sprawie.
Do dyspozycji oddano nam niezbyt fascynujący i mało natchniony arsenał środków przymusu bezpośredniego. Dosyć interesująco przedstawia się miecz energetyczny pozostawiający po każdym cięciu świetliste smugi rodem z Soul Blade. Niestety, szybko znajdujemy karabin maszynowy zwiększający znacznie naszą skuteczność w eliminacji wroga i od tej pory zaczyna się wyścig zbrojeń – kolejne, coraz potężniejsze giwery nie zachęcają raczej do dalszego korzystania z poprzednich wynalazków, a poziom skuteczności obcych i tak wzrasta wprostproporcjonalnie do zdobywanej na danym etapie broni. W krótkich słowach: im dalej, tym większa zadyma. Trochę mało tu, jak dla mnie, finezji i pomyślunku (bo miło by było, gdyby na przykład określony rodzaj napastników gorzej znosił dany rodzaj broni, a inne wprost przeciwnie – dodałoby to do gry choćby niewielki pierwiastek bardziej wymagających niż trzymanie spustu czynności).
Przeciwnicy stający na drodze naszego czerwonookiego porucznika nie odpowiadają coprawda mojemu wizerunkowi przerażającego agresora, lecz to raczej kwestia gustu. Faktem jest natomiast, iż ich inteligencja pozostawia wiele do życzenia. Trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, by zaczęły powstawać gry dające namiastkę tego co zwykliśmy nazywać AI. Jako mięso armatnie sprawdzają się za to na medal. Szkoda tylko, że tak szybko „wyparowują”. Zwykle lubię popatrzeć choć przez chwilę na pokonanego przeciwnika gryzącego glebę.
Dużym minusem jest praca kamery. To właśnie ten aspekt znacząco działa na niekorzyść gry. Możliwość ustawienia jej pod dowolnym kątem za pomocą analogowej gałki joypada raczej niewiele może zdziałać, gdy na ekranie rozgrywa się szybka akcja. A właśnie wtedy zdarzają się momenty, gdy kamera zaczyna wariować i szaleć, pokazując lokacje z dość „wyszukanych” miejsc. Niektórych może to irytować, ale jestem w stanie to przeboleć. Tak samo zresztą jak i dziwne zmiany położenia naszego bohatera podczas przełączania się w tryb fpp (kiedy uaktywniamy widok z tajemniczego oka). Wady te przestają być w dużym stopniu dokuczliwe, gdy dogłębnie opanujemy sterowanie postacią. Można strafe`ować, kucać, strzelać, czy wykonywać combosy mieczykiem. Celowanie odbywa się automatycznie po skierowaniu broni w odpowiednim kierunku.
To były wady. Teraz czas na zalety, a zarazem podsumowanie. Ponad dwadzieścia różnorodnych misji rozgrywających się w wielu ciekawych lokacjach, takich jak zniszczone, futurystyczne miasta, wielkie stalowe konstrukcje czy bazy obcych. W grze znajdziemy też sporo animacji liczonych w czasie rzeczywistym dopełniających klimatu i prezentujących rozwój kolejnych, kluczowych wydarzeń. Pojedynki z bossami oraz kilka innych ciekawych pomysłów i rozwiązań również pozytywnie wpływają na ocenę końcową. Do tego klimat kojarzący się z wieloma kultowymi obrazami znanymi choćby ze srebrnego ekranu nie pozwala pozostać obojętnym. I choć gra nie jest bardzo długa, wystarczy by zapewnić solidną porcję rozrywki wszystkim fanom strzelania, gdyż nieprędko wróżę kolejny równie dobry produkt tego typu na wysłużoną już PS One.